Powtórka z rozrywki, obiecywałam, obiecywałam... a jak zawsze cisza znów nastała. Czasem próbuję się zebrać, kilka razy już usiadłam do laptopa z myślą "TO DZIŚ w końcu coś napiszę", ale... no właśnie zawsze jest jakieś ale... tyle ciekawych(bądź mniej ;) ) rzeczy do robienia. Kiedy to znaleźć chwilkę na spisanie tego wszystkiego co się dzieje w naszym psiejskim życiu?
A coś się dzieje, zawsze mniej bądź bardziej aktywnie, ale nie stoimy w miejscu. Cały czas w miarę możliwości się rozwijamy, jednak niestety tylko w obedience. Na treningu agility nie byliśmy już prawie od 4 miesięcy. Życie jest okropne, wszystko się zawsze nakłada... a u nas zrobiła się taka warstwa "przeszkód", że skutecznie nie pozwala nam jeździć na treningi. Na początku moja kontuzja, zakaz biegania od lekarza przez najbliższe pół roku... oczywiście jak to ja, próbowałam, kombinowałam i wymyśliłam agility chodzone, co zbyt dużego sensu nie miało. Potem dojrzałam do tego, że potrzebna nam przerwa, że dobrze zrobi to zarówno mi jak i psu i nie ma się co spinać. Zrozumiałam, że i tak to nasz sport tzw. rekreacyjny, z bólem serca nadal o tym myślę, ale jak widać wszystkiego w życiu mieć nie można i czasem lepiej odpuścić, niż niechcący zrobić sobie lub psu krzywdę.... Może kiedyś ;) Następnie nałożyła mi się na to moja szkoła, która wymaga ode mnie bardzo dużo i już od września nie słyszałam o czymś takim jak CZAS WOLNY. Legendy głoszą, że istnieje coś takiego, ja nie pamiętam kiedy ostatnio miałam chociażby chwilę na ogarnięcie czegokolwiek co nie dotyczy nauki. O każdych zawodach, seminariach etc. dowiaduję się od najbliższych znajomych, nie wiem nic co dzieje się w psim światku... a może to i lepiej?
Jednak obiecałam sobie(no i Rysiowi oczywiście tez :) ) jedną rzecz - obedience nie odpuścimy. Wychodzi nam to lepiej bądź gorzej, ale widzę, że idziemy w dobrym kierunku. Robimy powolne postępy, co cieszy mnie najbardziej, bo najgorsza możliwa rzecz to stać w jednym miejscu. Pomysłów mam mnóstwo, werwy również, tylko no... czasu jak zawsze brakuje :) Teraz nadszedł ten okropny okres, gdy wiecznie jest ciemno: rano, popołudniu..... gdzie tutaj znaleźć moment gdy jest widno? Mocno to utrudnia nam sprawę ćwiczenia, ale Rysio jest bardzo dzielnym obi-dogiem i radzi sobie nawet w najbardziej hardcorowych warunkach.
Równo miesiąc temu byliśmy na najprawdopodobniej ostatnich naszych zawodach w tym sezonie. To był nasz ostatni występ w dwójce, z którego generalnie jestem bardzo zadowolona. Poradziliśmy sobie o wiele pewniej i płynniej niż w Sopocie, fakt faktem, że czym więcej się startuje to lepiej to wychodzi. Ja jestem bardziej świadoma na ringu, więc pies od razu jest pewniejszy. Gdybym tylko mogła sobie częściej na takie eventy jeździć....
W Rzeszowie oceniała nas słowacka Pani Sędzia, bardzo miła i oceniająca dość rzetelnie. Największym zaskoczeniem była dla mnie jej ocena za nasze chodzenie dostaliśmy wysoką punktację i była jedną z pierwszych osób, której bardzo się nasze chodzenie podobało - miód na moje serce... lata pracy się opłacają <3
Oprócz tego Rysio miał piękne zostawanie, ładne pozycje w marszu i o wieeeeeele lepsze przywołanie niż w Sopocie, tutaj też piękny przykład tego, że ciężka praca się opłaca :)
Kwadracik był ok, ale to jest ulubione Rysiowe ćwiczenie. Aporty kierunkowe były hmm... poprawne, jeszcze muszę nad nimi popracować aby wyglądały tak jak bym chciała :)
Aportek przez przeszkodę - bez zmian, Rico znów się czaił na hopkę, ale wiem, że nie ejstem w stanie nic z tym zrobić skoro po kilku latach technicznych ćwiczeń na agility nie uzyskuje żadnych rezultatów, taki pies i tyle :)
Generalnie przejścia pomiędzy ćwiczeniami i wyraz ogólny super, Ricunio cały czas był ze mną, skupiony.... idealny synek mój <3 Kto by pomyślał, że jakieś dwa lata temu nie był w stanie skupić się na mnie przez minutę.... a co dopiero pracować na takich emocjach! Dumna jestem i blada! To chyba największy sukces tych zawodów dla nas :)
No i nasze pięty achillesowe:
Kolejny raz na zawodach Rico miał problem z patyczkami, a co najciekawsze, za każdym razem robi inny błąd, a żadnego z nich nie robi mi nigdy na treningach... żmijka mała, ot co powiem! Tym razem pięknie się wysłał i znalazł patyczki, szybko wymierzył dobry aport i pędem do mnie wracał, aleeee.... dostawiając się był już z siebie tak bardzo zadowolony, że szczena mu opadła i patyczek zgubił :) Jednak jak to na najgrzeczniejszego syna przystało szybko zauważył brak drewienka w paszczy i podniósł go bez mojej żadnej dodatkowej komendy - chwała mu za to! Generalnie dla mnie nauczka na przyszłość, że na patykach nadal go muszę mocniej wyciszać, bo on tak kocha to ćwiczenie, że gubi swój móżdżek... Paradoksem jest to,że patyczki są raczej uważane, za nudne ćwiczenie i psy pasterskie, a szczególnie bordery, które z natury pracują okiem a nie nosem nie powinny być zachwycone taką formą pracy, ale Rysio to Rysio, on uważa, że nosek to bardzo ważna sprawa. Jak tu go nie kochać? <3
Druga problematyczna rzecz... pozycje. Chyba nasz największy problem obecnie, codziennie dłubiemy je, można powiedzieć, że od nowa... ale to będzie bardzo długi i pracowity okres zanim uda mi się wypracować u niego moje wymarzone pozycje, ale nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo :) Więc trzeba pracować, pracować i się nie poddawać!
Tutaj filmik podsumowujący zawody:
Oprócz tego, obecnie zagościła u nas nowa aktywność jaką jest jogging :) Dostałam już pozwolenie od lekarza i i powolutku wracam do aktywności fizycznej. Bieganie jest idealnym połączeniem, ponieważ w jednym czasie ja mam trening, a pies spacer i to kilku kilometrowy. W końcu dotarliśmy się jeżeli chodzi o tę formę aktywności, tak aby jedno drugiemu nie wchodziło w drogę i myślę, że oboje jesteśmy zadowoleni :)
Czekamy do wiosny... kto wie może wrócimy do agility i postartujemy sobie w zawodach obedience :P
Pozdrawiamy A&Ri!
Nie piszę często. Przyznaję się.... opuściłam się w tym znacznie. Jednak jeżeli już się za to zabieram, to dlatego że faktycznie chce się czymś z Wami podzielić. Uwielbiam tego bloga, bo mam w nim opublikowane wszystko od praktycznie samego początku mojego życia z Rico. Z uśmiechem na twarzy czytałam ostatnio moje wypociny - wielkie plany, rozczarowania.... symfonia smaków życia można by powiedzieć. Ten post będzie taki sam, czyli słodko-gorzki ;)
Od kontuzji zmieniłam trochę moje podejście do agility.Startowaliśmy raz w oficjalnych zawodach w Warszawie w lipcu, jak można było się spodziewać, bez większych sukcesów z nastymi miejscami, ale w pewien sposób zawody te były przełomowe. Nie dla psa, a dla mnie. Stwierdziłam, że coś jest nie tak, że tak być nie może... startujemy już na tyle długo, a ja znam siebie i wiem, że wszystkie nasze porażki na agilitowym polu to nie kwestia mojego stresu, ani niewyszkolenia psa(no wiadomo to też ale to oddzielny temat). Tu chodzi o emocje, które wzbudzają w Rico małego potwora. Na zawodach Rico nie potrafi sobie poradzić z emocjami, gubi się, nie panuje nad sobą zupełnie i zapomina co to samokontrola.. Stwierdziłam, że dalej tak być nie może i postanowiłam coś z tym zrobić, a mianowicie wrócić z nim do kompletnego początku po sopockich zawodach widzę ogromną poprawę. Nie startowaliśmy, więc pies ani razu nie wszedł na tor, ale potrafił się opanować i położyć się koło ringu i odpoczywać, jak widać nawet agility może nie być straszne. Wystraczy konsekwencja, konsekwencja i jeszcze więcej konsekwencji, kiedyś uda nam się startować z móżdżkiem na swoim miejscu, na pewno! Drugą sprawą, która była dla mnie chyba jeszcze bardziej ważącą jest to, że Rico nie jest psem do agility stworzonym, jego budowa nie pozwala mu na dłuuuugie skoki. Jest małym, dość krępym samcem, więc ciężko mu nawet pożądnie się skręcić, więc nieważne ile pracy bym w to włożyła, ale Rico nie będzie nigdy umiał ładnie skakać. Od dłuższego czasu zastanawiało mnie jego czajenie się przed każdym skokiem, stwierdziłam że zbadam mu wzrok, bo być może to kwestia tego, że nie jest w stanie dobrze wymierzyć wykroku lub nie widzi hopki. Na szczęście moje przypuszczenia się nie potwierdziły i Rysio ma zdrowy wzrok-jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa, bo spadł mi kamień z serca!!! Rozmawiałam z paroma trenerami agility, którzy doszli do tego samego wniosku co ja- Rico mistrzem agility nigdy nie będzie. Mimo to stwierdziłam, że nie chcę odpuścić tylu lat pracy włożonej w tego psa pod agility, ale jednocześnie postanowiłam wycofać się jak na razie z aktywnego życia w agility, dalej będę z nim robić jakieś pierdółki, ale bez zbędnego parcia, wyłącznie dla własnej satysfakcji. Problem pojawił się w tym, że ja nadal chcę biegać agility i się w tym rozwijać, sport ten niesamowicie mi się spodobał i nie wyobrażam sobie tego nie robić. Mam kilka planów w głowie, jak ten problem rozwiązać, jak na razie nadal będziemy z Rysiem w miarę możliwości biegać i zobaczymy jak to się potoczy :) Mam króciutki filmik Ri, który biegał z agilitowym masterem- Magdą :)
Tyle na temat naszego biegania. Teraz trochę o drugim sporcie, do którego mój pies ma o wieeeeeeeeeeeeele większe predyspozycje.
Po roku przerwy od startów postanowiłam wrócić do obi. Zgłosiłam się do dwójki na sopockie zawody organizowane przez Team Oliwa. Lubię ten czas w którym przygotowuję się do startu, robię plany treningowe, myślę co poprawić. Wszystko pięknie, ale.... nie przewidziałam jednego- braku czasu na te przygotowania :) Moje problemy zdrowotne skutecznie zabrały mi duuuużo czasu, który mogłam spokojnie spożytkować na przygotowania. Z takim też rezultatem ćwiczyliśmy mało, o wiele za mało niż powinniśmy. A ja jedynie się głowiłam co mam zrobić, żeby ten stan rzeczy zmienić. Niestety nie wyszło mi to za bardzo i miałam możliwość poćwiczenia z psem więcej jedynie dwa tygodnie przed zawodami, a raczej "odświeżenie" psu dwójkowych ćwiczeń. Z racji tego, że mój misio-pysio jest dzielnym obikowym pieskiem, ładnie sobie radził, aleee wkradały się błędy, nawet w ćwiczenia które Rico uwielbia i robił bez problemu. Mimo to zdecydowałam się na start, który już tak długo planowałam, stwierdziłam, że raz się żyje i każda porażka nas czegoś może nauczyć. Warunki dla Rico były bardzo ciężkie. Głównie dlatego, że dzień przed zawodami nocowaliśmy w namiocie, a mój pies nigdy wcześniej tego nie robił i całą noc(a przynajmniej kiedy się przebudzałam) on leżał na czatach i słuchał każdego dźwięku... niezbyt dobry początek wyjazdu, ale bywa :) Na miejsce zawodów przyjechałam z niewyspanym, rozemocjonowanym pieseczkiem, który na widok toru agility zgubił swój móżdżek. Na teren obedience dotarliśmy kilka minut po 10, planowane rozpoczęcie startów klasy 2, miało rozpocząć się o godzinie 13. Stwierdziłam, że to odpowiedni czas aby mój pies wystarczająco się wyciszył i obył z miejscem zawodów. Kilka minut Faktycznie, tak by było... gdyby nie opóźnienia :( O pierwszej zaczęły startować dopiero psy jedynkowe w liczbie 6, a następnie Pani Sędzia poszła na przerwę obiadową. Kolejna obsuwa czasowa gwarantowana.... Cały ten rozgardiasz zaowocował tym, że nasz start odbył się chwilę przed 17. Weszłam na ring z psem, który szczerze powiedziawszy był zupełnie nieświadomy i widać było po nim ogromne zmęczenie spowodowane podróżą, noclegiem i emocjami. Mimo to ja mocno w niego wierzyłam i stwierdziłam, że jest moim najlepszym obidogiem pod słońcem i da sobie z tym radę. Oczywiście dał <3 jednak pracował w stylu dość.. śpiącym :) Jestem mu w stanie to wybaczyć, ale jednocześnie wiem, że wiele pracy nas jeszcze czeka, aby Rico się nie rozpraszał przy takim zmęczeniu.
O poszczególnych ćwiczeniach:
1. Siad w grupie przez 1min -9.5pkt
Rico zrobił to ćwiczenie całkiem ładnie, lekko się rozglądał stąd to pół punkta, ale zostawanie było ćwiczeniem, które robiliśmy najwcześniej, więc i Ryś był w miarę świeży :)
2.Chodzenie przy nodze- 6.5pkt
Najgorszy możliwy dla mnie i dla psa rozkład ćwiczeń.... rozpoczęcie startu od chodzenia. Bardzo tego nie lubię z jednego prostego względu, mój piesek musi się "rozchodzić" aby pokazać co potrafi. Oprócz tego doszło zmęczenie psiego materiału,,, Jak można się domyśleć szedł swoim własnym tempem i dalekie to było od heelworku, które robimy na treningach, ale mocno wierzę, że i to kiedyś na zawodach uda nam się osiągnąć :)
3.Stój i siad w marszu-9.5pkt
Tutaj już chodzenie było lepsze, stójek w porządku, siad troszkę wolno, ale ogólnie jak na warunki było ok.
4.Przywołanie ze stój-6.5pkt
Tutaj winę przyjmuję na klatę... tak bardzo chciałam żeby Rico miał ładne zatrzymania na treningach, że całkowicie zepsułam mu prędkość. Mea culpa. Nadrobimy :)
5.Kwadrat-10pkt
Ulubione ćwiczenie Ryszarda, tempo było dość wolne, ale jak mówię pieseł zmęczony był bardzo, poza tym nie mogę się do niczego doczepić.
6.Aport kierunkowy-9.5pkt
Rico tydzień przed zawodami stwierdził, że nie wie co to kierunki i mylił się za każdym razem. Byłam trochę podłamana i podświadomie myślałam, że dostaniemy za to ćwiczenie zero. Ku mojemu zdziwieniu Rico za pierwszym razem wiedział co i jak. Niestety znów nas dopadło wolne tempo. Mimo to kocham go najmocniej na świecie <3
7.Patyczki-6.5pkt
Kolejny raz moja wina. Rico bez problemu odnalazł dobry patyczek, spojrzał się na moją poważną minę i stwierdził, że jest coś bardzo nie tak, skoro się do niego nie uśmiecham i wziął sprawy w swoje łapy poszukując mocno właściwego patyczka gdzie indziej. Musiałam go odwołać, a potem już sam stwierdził, że pierwszy patyczek to był TEN odpowiedni :) Startując myślałam, że dostaniemy za takie wykonanie piękne, okrągłe zero. Jednak Pani Drobik zaczęła się ze mnie śmiać i powiedziała, że Rico ma zrobioną bardzo dobrze pracę na węch i musimy poćwiczyć pewność wykonywania tego ćwiczenia.
8.Pozycje-6.5pkt
Przykro mi się robi jak na nie patrzę, wróciliśmy do samego początku, kiedy to Rico przy każdej zmianie ruszał łapkami. Duuuużo pracy nas czeka, ale lepiej że wyszło to teraz aniżeli potem. Tutaj równiez pokazało się mocno zmęczenie- musiałam powtórzyć komendy na siad. Same pozycje był bardzo niechlujne i jestem zdziwiona, że Sędzia i tak nam dała za to punkty.
9. Aport przez przeszkodę-10pkt
Rico zrobił skok jak zawsze, z lekkim zawahaniem. Oprócz tego wyglądało to całkiem dobrze :)
10.Wrażenie ogólne-8.5pkt
Pani Drobik stwierdziła, że pracujemy ok, ale brakuje nam jeszcze takiej pewności w wykonywaniu ćwiczeń, jednocześnie wiedziała, że po części wynikało to z naszego zmęczenia. Pogratulowała mi ile pracy włożyłam w tego psa, co było bardzo miłe :)
Ostatecznie zeszłam z ringu, sądząc, że wyzerowaliśmy przynajmniej kilka ćwiczeń i o doskonałej dawno możemy zapomnieć. Jak się okazało.... żadnego zera nie było. Jeszcze większym zaskoczeniem dla mnie było gdy podeszła do tablicy z wynikami i koło swojego nazwiska zobaczyłam 160.5pkt i lokatę 2/8!!!! Na niektórych zawodach spodziewałam się dobrego wyniku, ale zdecydowanie nie na tych.... więc zaparło mi dech w piersiach jak to zobaczyłam i zaczęłam skakać z radości!!! Spowodowane było to również tym, że także według nowego regulaminu mamy już promocję do klasy trzeciej!!! Myślę, że wszystkie psy z naszej klasy były bardzo zmęczone i wiele psów zerowało jakieś ćwiczenia. Mój niezawodny obidog dał sobie radkę, jednak obi to jest to :) Cieszę się mocno z takiego nieoczekiwanego sukcesu! Takie niespodzianki są jednak bardzo miłe :) Już teraz planuję treningi i kolejne starty.
aaaa i prawnie zapomniałam! Rysio jak na dzielnego obidoga przystało nie dał lipy również na trójkowym zostawaniu, na którym był psem pozorantem(do zostawania w grupie potrzebne są min.3psy). Bardzo ładnie zostawał w siadzie jak i w warowaniu. Pani sędzia była pod dużym wrażeniem, puchnę z dumy :) Było to jeszcze przed naszym startem, więc Rico był jeszcze "świeży" ;)
Ogólnie podsumowując był to bardzo miły wyjazd, pełen niezapomnianych wrażeń. Dużo freexowych psów odniosło sukcesy :) Po za tym Rico był pierwszy raz na plaży i zakochał się w uderzjące o brzeg fale.
nie ma to jak jakość z komórki <3
Zmęczenie trzyma nas do tej pory, a w głowie już mnóstwo planów, które czekają na realizację. Ojjj myślę, że ta jesień będzie bardzo pracowita i bardzo owocna :)
Pozdrawiamy A&Ri!
Ostatni wpis był bardzo radosny ze względu, że zaczynałam już chodzić. A teraz... nieśmiało wracam już w agilitowy świat. Wiadomo- zupełnie bez szaleństw, głównie chodzę i nie robię jakiś bardzo trudnych torów, ale WRACAMY DO AGILITY! Sam fakt cieszy najbardziej, jeszcze trochę i będziemy śmigać- obiecuję!
Filmik obrazuje nasze największe osiągniecie ostatniego czasu, czyli SLALOM, który w końcu Rico robi i to całkiem ładnie. Po trzech latach pracy w końcu nam się udaje, oczywiście nie zawsze( no nie ma rzeczy idealnych przecież :) ) ale coś tam już świta w psiej główce... taką mam przynajmniej nadzieję.
Piosenka do filmu o bardzo odpowiednim tytule: The Walker :)
Miłego oglądania!
Docenianie rzeczy trywialnych- rzecz niedocenienia. Dzisiaj przełomowy dzień w naszym życiu. Pierwszy wspólny spacer od miesiąca... Żadne wygrane zawody nie są w stanie zrekompensować mi tej chwili, powrotu do własnej skóry, kiedy to codzienne przechadzki były normą i obowiązkiem zarazem. A teraz? To czysta atrakcja, jakby przeżywać to zupełnie od nowa, poczułam się jak w lutym 2011r. gdy pierwszy raz wyszłam na spacer ze swoim psem. Niesamowite, a takie zwyczajne.
A psi wzrok? Zdumiony, pewnie gdyby mógł przetarł by oczy z wrażenia, że w końcu się doprosił. Że w końcu to ja, a nie nikt inny wyprowadził go na spacer, poćwiczył.
Totolotek? Tak wygląda mój.
Taki piękny rysunek mamy od Anonima (dziękuję Ci raz jeszcze!). Rico w pełnej krasie, wesoły i jak zawsze chętny do pracy, oby zawsze był taki sam!
Tak mogę podsumować ostatni okres. Moja szkoła, treningi i zawody- tu nie ma czasu na nudę... Przynajmniej nie było... do teraz :) Los chciał, aby na chwilę się zatrzymała. Spojrzała na wszystko inaczej, przestała wiecznie gdzieś być i planować każdą kolejną godzinę. Być może los w ten sposób chciał mnie czegoś nauczyć, chyba mu się to udało. Mam przymusową przerwę, gdyż na ostatnim treningu agility skręciłam sobie staw skokowy. Praktyczny brak ruchu przez najbliższe trzy tygodnie. Co to dla nas oznacza? Nudę, rezygnację z wielu imprez, teraz nawet sama nie mogę iść z psem na głupi spacer. Zaczęłam doceniać jak fajne jest czasem po prostu nicnierobienie, po prostu odpoczywanie i skupianie się na rzeczach przyjemnych a nie jedynie obowiązkach, goniących terminach i gonienie czegoś w wiecznym pośpiechu życia. Szkoda, że musiałam się tego nauczyć w ten a nie inny sposób, ale w końcu do mnie dotarło, że nie mogę wiecznie biec. Czasem muszę też się zatrzymać... odetchnąć i spróbować od nowa. To nic strasznego prawda?
Fot. Aneta Ciupińska
Rico się wcale nie nudzi, jest najlepszy- co zawsze powtarzam, wiem wiem. Tym razem robi za mojego pomagiera, przynosi mi poduszki, picie, a nawet kule. Zamyka i otwiera mi drzwi. Czy mogłabym sobie wymarzyć w tym momencie lepszego psa? Zdecydowanie nie! A kiedy go zwyczajnie o nic nie proszę, zasypia koło mnie, tak jakby wiecznie mnie pilnował czy czegoś mi nie zabraknie... Kolejny raz się powtórzę, że czym on starszy tym lepszy, moje zafascynowanie tym psem rośnie z dnia na dzień!
Przed moim cudownym incydentem, tak jak pisałam wcześniej, mieliśmy bardzo produktywny okres. Wiele zawodów agility, a dzisiaj mieliśmy debiutować w klasie trzeciej na zawodach obedience w Warszawie.. no chyba nie było nam to pisane :) A szkoda, bo już się stęskniłam za startami, bardzo lubię tę dyscyplinę, a zawody uważam, że fajne sprawdzenie siebie i psa. Bardzo liczyłam na rzetelną ocenę tego sędziego, no cóż.. może innym razem :)
Fot. Aneta Ciupińska
Agility? Sport w który nie sądziłam, że aż tak wejdę. Robiłam go przez ostatnie lata, bo lubię aktywnie spędzać czas z psem, biegać, a tutaj obydwie te rzeczy mogłam połączyć. Rico to nie jest do końca pies stworzony do tego sportu, jest dość mały, ma stosunkowo krótkie łapki, więc czasem ciężko mu się dobrze wybić, a po za tym chyba jego móżdżek nie do końca ogarnia pracę na takich emocjach. Widać, że o wiele bardziej myśli i stara się na obi, aniżeli na agility :) Tak czy siak mi się bardzo to podoba, Rysiowi też na pewno się podoba, bo on uwielbia każdy rodzaj pracy i nie ma co ukrywać jest trochę dla mnie "pieskiem doświadczalnym" w agility, bo to na nim się uczę i popełniam wszystkie handlingowe błędy. Ale nie ma tego złego.... co by na dobre nie wyszło :) Uważam, że dla naszego kulawego teamu(ja pod względem handlingowym, a pieso pod względem psycho-fizycznym) ogromnym sukcesem jest to, że biegamy obecnie w openach. Wychodzi nam to mniej lub bardziej ładnie, ale co najważniejsze mamy z tego fun! A w końcu o to chodzi w agility, to ma być zabawa :) Z zawodów na zawody widzę znaczną poprawę w naszym dogadywaniu się na torze, na pewno oboje się już trochę "wyrobiliśmy" i po prostu siebie z nami, więc sekwencje biega nam się dobrze. Gorzej jest z naszą piętą achillesową - slalomem. Ri ma częsty problem ze znalezieniem wejścia, często omija pierwszą tyczkę. Dziewczyny mówią, że to kwestia treningu, ja też mocno na to liczę, że z czasem ten problem zniknie. No nic, pozostaje nam ćwiczyć i liczyć, że się to zmieni :) Najprawdopodobniej będę miała zastępcę, który będzie ćwiczył z Rico w czasie mojej rekonwalescencji.
Fot. Basia Kaczmarczyk
To teraz o poszczególnych zawodach:
Stare Babice k. Warszawy, 26-27.04
Super, że chociaż jedne zawody były tak blisko zorganizowane od domu. Jechaliśmy na nie, jedynie 10 min - Super sprawa! Czemu nie ma więcej takich wydarzeń, tak blisko mnie? W tamten weekend występowały różne anomalie pogodowe - od wielkiej ulewy i wichury, po piękne słońce. Ciekawie się biegało :) To były pierwsze zawody, na których nie dostaliśmy od razu Disa za slalom- ach jak miło <3 Oczywiście kończyliśmy wszystko z punktami, bo oczywiście musiałam piesa na slalomkach poprawić, ale generalnie poczułam progres i stwierdziłam, że jest jeszcze dla nas nadzieja.
Fot. Aneta Ciupińska
Supraśl, 4-5.05
Kolejny weekend, tym razem dłuższa wyprawa. Pogoda zdecydowanie lepsza, bo podczas biegów nie padało. Pomimo to, Ricusio znów gubił móżdżek na slalomkach i znowu wszystkie biegi zdisowowane na tej przeszkodzie... Ale cóż trzeba pracować, pracować i pracować! Jedyna recepta na sukces!
Szkoda, mi tylko, że to właśnie przez jedną przeszkodę mamy disy, nawet nigdy nie mogę zobaczyć swoich czasów( chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że muszą być długie, bo non-stop poprawiam slalomek). Może to być dziwne dla Was, że i tak startuję z psem, który ma problemy z jakąś przeszkodą. Jednak ja to widzę inaczej, uważam że Rico w ten sposób oswaja się z zawodami, ogromnymi emocjami i z każdymi zawodami lepiej skacze - z czym też miał wcześniej ogromny problem. Nie nudzi mi się z tym pieskiem, jeżeli chodzi o ten sport :) Kto wie... może kiedyś pokonamy te wszystkie trudności i zaczniemy po prostu biegać, mocno w to wierzę! Skoro tyle mi się udało wypracować to to już powinno być pestką :) Tak też będzie!
Jak na razie pozostało mi odpoczywanie i spokojne zdrowienie :)
Pozdrawiamy A&Ri!
Od dłuższego czasu zbierałam się aby powrócić do bloga, gdyż umarł zupełnie na kilka miesięcy. Jak wiadomo życie pisze nam różne scenariusze, niestety w moim zabrakło już zwyczajnie czasu na rzetelne prowadzenie bloga, czego z perspektywy czasu bardzo żałuję. Działo się u nas wiele, a część z tych historii nawet teraz ciężko mi odtworzyć, a blog jest dla mnie swego rodzaju miejscem, gdzie zbieram wszystkie informacje o moim życiu z Rico. Do tej pory uwielbiam wracać do starszych notek... Sama nie wiem, kiedy minęło tyle czasu, ale nasza mała część internetu istnieje od trzech lat. Na przestrzeni tego czasu zmieniło się wiele- ja, pies, nasza wspólna relacja, a co za tym idzie nasze wspólne życie. Piękna sprawa :)
Przełomowym momentem było dla nas zdecydowanie dostanie się do klasy trzeciej w obedience. Jestem dumna z mojego psa i jednocześnie zadowolona z siebie, że pomimo ciężkiej drogi do sukcesu udało się go nam osiągnąć :) procentuje on do tej pory, bo jest dla mnie w pewien sposób motorem i motywacją do dalszego działania na każdym polu, nie tylko w szkoleniu psa, ale także w moim życiu prywatnym. Mimo to apetyt rośnie w miarę jedzenia i oczywiście będziemy rozwijać się dalej w tym sporcie. Jest jeszcze wiele do zrobienia, więc i wiele zabawy przed nami!
Na początku grudnia byliśmy na treningowych zawodach w Alto. Wspominam je bardzo dobrze. Pojechałam tam po konkretne cele - ładne chodzenie przy nodze oraz zostawanie- udało mi się obydwie rzeczy pięknie z Rysiem zrealizować. Chodzenie (bo to nad nim bym się chciała na chwilę zatrzymać) po wielu miesiącach pracy zaczyna wracać na prostą. Sprawiłam, że mój pies kocha to ćwiczenie najbardziej ze wszystkich i zawsze chce więcej, co bardzo mocno procentuje na wyraz jego pracy. Z racji jego wesołego usposobienia wygląda to bardzo dobrze ze strony motywacyjnej. Naszą bolączką od zawsze było skupienie, które poprawiło się ogromnie! Pies cały czas ze mną, skupiony na zadaniu i na mnie - moje marzenie, które osiągnęłam ciężką pracą <3 Oczywiście błędy technicznie pojawiają się nadal, aczkolwiek nie są na tyle "drastyczne" co by nad nimi płakać. Wystarczy kilka treningów i to nabierze jakiegoś kształtu :) Z heelworku nie byłam zadowolona jedynie ja, doceniła to również bardzo Magda Łęczycka, która tamtejsze zawody sędziowała. Stwierdziła, że poprawa w Rysiowej pracy nad tym ćwiczeniem jest bardzo widoczna. Pochwaliła również mnie- za spokój i opanowanie podczas startu. Tutaj praca nad własną psychiką dużo dała. Chociaż nie ukrywam, że zawody nigdy nie były dla mnie przeszkodą nie do pokonania i nigdy bardzo się nie stresowałam, jednak z każdym kolejnym startem jest lepiej. Traktuję to po prostu jak trening, a więc mój pies również tak do tego podchodzi :)
Nasz drugi sport nad którym skupiliśmy się bardziej przez jesień, czyli agility... Kolejne zadziwiające progresy, osiągnięte skrupulatną pracą. To wszystko można porównać do elementów puzzli, gdzie spędzamy wiele czasu na dobranie dobrego elementu, aby połączyć to wszystko w jedną, stałą całość.
W miniony weekend byliśmy na zawodach w Bydgoszczy. Był to nasz debiut w A1 oraz w klasie OPEN. Jechałam na zawody z pewną dozą niepewności, ponieważ przez ostatni miesiąc nie ćwiczyliśmy, bo warunki atmosferyczne nam na to nie pozwalały. Slalom był dopiero co zrobiony, więc tutaj od razu pojawiała się wątpliwość, jak pies poradzi sobie na tej obcej przeszkodzie. Tak jak sądziłam, Ri miał problemy, aczkolwiek całkowicie natury technicznej i robił slalom, kiedy go naprostowałam, mimo to dostawaliśmy piękne DISy. Z większości biegów jestem na prawdę zadowolona, bo błędy pojawiały się jedynie na niedokończonym slalomie. Same sekwencje biegaliśmy dobrze, często na czysto. Szkoda mi egzaminów, bo uciekły nad sprzed nosa łapki :( Jak to się mówi "życie"... Jak nie te zawody to kolejne :)
Sama impreza była bardzo fajnie zorganizowana, będę miło ją wspominać. Wybraliśmy się wielką ekipą freexową, więc nie można było narzekać na nudę :)
Puchnę z dumy po tych zawodach i jestem pełna podziwu do mojego psa, bo miał piękne momenty (oczywiście pojawiały się też te gorsze, ale nauczona doświadczeniem wiem już, że to wszystko do wypracowania). Jestem zadowolona sama z siebie, przez cały czas byłam w pełni skupiona, spokojna i po prostu gotowa, żeby stawiać czoło wyzwaniom - nie ma to jak ciągła praca nad samą sobą! Udało mi się stworzyć magiczną bańkę, w której znajdowałam się jedynie ja, mój pies i postawione przed nami zadanie- mam nadzieję, że nie raz uda mi się to powtórzyć :)
Tutaj opisałam sprawy związane z naszą pracą i aktywnością. Aczkolwiek w czasie naszej internetowej nieobecności Rysiowi stuknęły trzy lata na karku. Wiek coraz to poważniejszy, ale wydaje mi się, że również wiek największych zmian w jego psychice. Ten pies nieustannie mnie zaskakuje, to jest piękne. Kilka dni temu minęła nam również trzecia rocznica wspólnego życia, w uśmiechu,łzach, szczęściu, nieszczęściu, słońcu, deszczu. To już nasza czwarta wspólna zima, początek kolejnego, mam nadzieję niesamowitego roku, Pełnego wrażeń i nowych doświadczeń. Nie jestem w stanie opisać słowami tego ile ten pies mi dał... Bez skrupułów mogę powiedzieć, że to były trzy najlepsze lata mojego życia. Mam nadzieję, że będzie jeszcze wiele takich wspólnych. Znamy się jak łyse konie i po prostu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Każde z nas ma gorsze i lepsze dni, ale na tym to wszystko polega, aby cały czas nie tracić wiary i nadziei. Bywają ciężkie momenty, kiedy poświęcam mu mało czasu, a on mimo to każdego dnia wiernie na mnie czeka aż wrócę do domu i patrzy cały czas z tą samą iskrą w oku. To dla niego się staram, to dla niego warto... Nigdy nie sądziłam, że można nawiązać taką więź ze zwierzęciem. Okazało się, że Rico oprócz bycia moim najlepszym przyjacielem, jest też oknem na zupełnie odmienny świat, który jest pełen kolorów i ciekawostek do odkrycia. Posiadanie psa jest czymś niesamowitym, a uświadamiam sobie to nie wtedy, kiedy wygrywam zawody, a w normalnych chwilach...
Wesołych Świąt w miłej i spokojnej atmosferze, niech te święta będą dla Was wszystkich czytających wyjątkowe i pełne dobrych chwil. Aby był to czas spędzony z rodziną i osobami najbliższymi Waszym sercom. Wszystkiego Najlepszego :)
A&Ri!